Zauważyłem, że biegacze w bardzo poważnym stopniu – i to pod wieloma względami – znacząco odbiegają od norm przyjętych w społeczeństwie. Najprawdopodobniej już niebawem zostaną zaszeregowani do oddzielnej kategorii w historii ewolucji, gdyż zgromadzono już wiele materiałów potwierdzających tę tezę.
Podczas jednej z minionych kampanii wyborczych ktoś dopisał takie właśnie hasło do plakatu jednego z kandydatów. Nie wiem dokładnie, co autor miał na myśli, ale dla mnie, biegacza żyjącego w czasach, kiedy politycy wzięli się za performance, skojarzenie było oczywiste.
Do dziś mam w pamięci kilka słów komentatora sportowego, które usłyszałem już pierwszego dnia pracy w telewizji: „Niczym pielgrzymi do Mekki przybywali siatkarze na zawody w Spale”. Zdanie jak zdanie, ale ten człowiek od razu stał się moim dziennikarskim idolem. To, czy zawody mają wymiar lokalny czy globalny nie zależy bowiem od poziomu gry, a od tego jak się o niej opowie.
Na każdym dystansie, w każdej konkurencji czy dyscyplinie istnieją tzw. „kresy ludzkich możliwości”, bariery nie do pokonania. I nagle zjawia się ktoś, kto się z nimi rozprawia, pokazując innym, że można. Rozsypuje się worek z rekordami. Jak to możliwe?
Podział butów treningowych w zależności od charakterystyki biomechanicznej ma za zadanie zmniejszyć ryzyko kontuzji biegacza. Słyszymy o tym za każdym razem w sklepie specjalistycznym. Czytamy w broszurach. Wszystko by było fajnie, gdyby te deklaracje rzeczywiście miały znaczące odbicie w praktyce.
Trening wysokogórski zajmuje stałe miejsce w przygotowaniach współczesnego sportowca do ważnych wyścigów. Na duże wysokości jeżdżą też kolarze, biathloniści narciarze biegowi. Wysiłek fizyczny na wysokości 1300–2200 m n.p.m. ma bardzo korzystny wpływ na wytrzymałościowe przygotowanie organizmu. Ale to nie wszystko.
Lata 50. to złoty okres niemieckiego sprintu. Spośród całej plejady gwiazd takich jak Heintz Fütterer, Martin Germar czy Martin Lauer, największą był złoty medalista olimpijski z Rzymu w sprincie – Armin Hary. W marcu 2013 Niemiec skończył siedemdziesiąt sześć lat.
W listopadzie 2012 nad Kanałem Bydgoskim grupa osób postawiła sobie za cel pokonanie 10 maratonów w 10 dni. Możemy z niedowierzaniem pokręcić głową albo popukać się w czoło. Ale najpierw spróbujmy odpowiedzieć na pytanie: czemu ludzie chcą ukończyć 100 maratonów?
Jesse Owens? Automatyczna odpowiedź brzmi: “cztery złote medale na igrzyskach w Berlinie w roku 1936”. Ale Owens ma na koncie większy wyczyn. Bo wyobraź sobie, że masz dokładnie trzy kwadranse na to, by pobić… 5 rekordów świata. Czas – start!
Najszybszy polski maratończyk w dzieciństwie wolał rąbać drzewo niż biegać. Potem został myśliwym. 4 marca 2012 roku pobił dziewięcioletni rekord Polski w maratonie, uzyskując w Tokio czas 2:07:29. Na igrzyskach w Londynie został najszybszym białym maratończykiem – zajął dziewiąte miejsce.