Wyobrażacie sobie system treningowy, w którym nie byłoby żadnych rozbiegań? Brak biegów ciągłych, długich odcinków, siły biegowej, siłowni, rozciągania, gimnastyki, brak wszystkich tych elementów, bez których trening zdaje się nie mieć sensu? Taki system stworzył Mihaly Igloi. Krótko i szybko.
Rodzice, oboje nauczyciele WF-u z przeszłością zawodniczą – mama pływanie i kajaki, tata wioślarstwo – od małego ciągają Agnieszkę na obozy sportowe. W lecie nad wodę, zimą na narty, pałęta się koło sportu. Nie lubi gier zespołowych, ale pobiegać, owszem. I to już w szkole podstawowej.
– Jeszcze tylko raz – mówi Piotr do żony. Trudno powiedzieć, czy ją pyta, czy tylko informuje.
– Oho, to tym razem już nie będzie Europa – mruczy pod nosem Izabela.
Ostatni raz biegałem w podstawówce. Od liceum zaczął się punk rock, a w glanach raczej trudno coś uprawiać. Potem zacząłem pracę, też w glanach, grałem w paru zespołach. I dopiero kiedy urodził mi się starszy syn zacząłem myśleć o sporcie. Najpierw były narty i tenis. A potem Kayah, moja artystka, występowała podczas biegu Human Race. Jak zobaczyłem z kładki na Czerniakowskiej 10 tys. ludzi biegnących w czerwonych koszulkach, to następnego dnia postanowiłem wyjść na bieganie.
Nigdy nie byłam usportowiona. Na rowerze nauczyłam się jeździć dopiero jak byłam dorosła. Dlaczego tak późno? Gdy byłam mała, tata już mnie prawie nauczył. Jechałam po chodniku i coś do niego mówiłam. On nie słyszał, więc się odwróciłam i upadłam. I to był koniec z aktywnością fizyczną na ćwierć wieku, czasem chodziłam tylko na jogę albo pilates.
Jako dzieciak trenowałem lekką atletykę, a w juniorach młodszych miałem niebotyczny wynik 6,32 m w skoku w dal, ale złamałem nogę i kariera się skończyła. Całe życie coś robiłem – narty, windsurfing, siatkówka. Aż w 2003 r. skończyłem 50 lat. I poczułem, że zaczynam się starzeć – słabsza kondycja, za dużo kilogramów, wieczorem piwo. Pomyślałem, żeby zacząć biegać.
Zaczęło się od maratonu w 1994 r. Miałam 21 lat i przeczytałam, że będzie w Warszawie maraton. Mówię do Roberta: „Pobiegnijmy, w razie czego 20 km wypada koło mojego domu, pójdziemy do mnie”. Nauczyliśmy się międzyczasów tylko do 20 km. Ale pobiegliśmy Gallowayem i daliśmy radę w 4:43.
Dziesięć lat temu rzuciła mnie dziewczyna. Miałem dużo czasu i dużo złości i wyszedłem do lasu, żeby to wybiegać. Przebiegłem parę razy kilka kilometrów. Spodobało mi się. Wystartowałem w zawodach w Toruniu i złość przeszła w radość z pokonywania słabości. Poprawiania się o minutę albo o sześć miejsc – nie byłem już 5 od końca tylko 11.
Kiedy miałem 35 lat paliłem, miałem stresującą pracę i 15 kilo nadwagi. Raz popsuł mi się samochód, podbiegłem 200 m do autobusu i prawie zemdlałem. Postanowiłem coś zmienić. Starszej córce obiecałem, że rzucę palenie, jak […]