fbpx

Czytelnia > Maraton Warszawski > Polecane

Archiwum Maratonu Warszawskiego. Renata Walendziak: Zwyciężczyni mimo woli

Z-ARCHIWUM-MARATONU-WARSZAWSKIEGO Walendziak

W 1986 roku w Dębnie wygrała pralkę automatyczną. Żeby zawieźć ją do domu nadała ją na przesyłkę konduktorską. A w Warszawie w 1979 roku za zwycięstwo dostała obraz Maśluszczaka. Zmieścił się w torebie. O tym jak się biegało w Polsce w latach 80 i 90 opowiada Renata Walendziak.

Rok 1992 to pani ostatni – trzeci – start w Maratonie Warszawskim.

Tak, wybrałam się do Warszawy tylko rekreacyjnie. Z czasem 3:10 wygrałam kategorię powyżej 40 lat. Ale na tym już mi specjalnie nie zależało.

To zacznijmy od pierwszego startu, kiedy pani zależało. Wystartowała pani w pierwszym maratonie w 1979 r.

Głośno było wtedy w telewizji o maratonie, Tomasz Hopfer opowiadał. Pomyśleliśmy całą grupką ze Starogardu Gdańskiego: jedziemy. Nikt się nie przygotowywał specjalnie, pobiegliśmy na zwykłym przygotowaniu z bieżni. Rytmy, treningi tempowe pod 3 kilometry. 140-150 km tygodniowo. Potem pod maratony zresztą biegałam niewiele więcej, po 200 km na tydzień. Miałam 10 lat trenowania na bieżni, kilometrów w nogach sporo. Nie było dla mnie problemem przebiegnięcie maratonu. Ale po 20. kilometrze tak mi ten bieg w nogi wszedł, jakby mi ktoś igły wbijał w mięśnie uda. Trzymałam się grupy 17-18-letnich chłopaków, którzy zaczynali treningi u nas w klubie.

Przyjechaliście rano?

Tak, rano, wynajętym busem.

I z marszu na start, jak zwykły uczestnik?

Tak. Radością było: przyjechać, być, przebiec. Nie spodziewałam się, że na starcie będzie taki tłum, byliśmy zagrzebani gdzieś w środku. Dopiero w następnych biegach elitę ustawiali z przodu. Nie chodziło mi o wyniki. Nie pilnowałam czasu, zegarka chyba nawet nie założyłam. Dopiero potem, jak wiedziałam, na jaki czas jestem przygotowana, to wypisywałam sobie międzyczasy na dłoni i sprawdzałam, czy dobrze idę.

Wiedziała pani, że pani prowadzi?

Nie, chyba nie. Swobodnie biegłam, gadałam z trenerem, z młodszymi zawodnikami. Nie finiszowałam, starałam się dobiec do mety w równym tempie. Miałam czas 2 godziny 52 minuty. Czyli na dobrze wymierzonej trasie (bo ta była za krótka) byłoby trochę poniżej trzech godzin.

Co pani wygrała?

Obraz Maśluszczaka, nieduży, w drewnie. Mam go do dziś.

Co przedstawia?

Dwie dziewczyny i chłopaka w strojach regionalnych. Wisi u córy w pokoju. Ponoć wartość wzrasta, ale nie wiem, ile to jest warte. Wtedy schowałam go do torby i poszłam na pociąg, coś miałam jeszcze do załatwienia i nie wracałam busem z resztą ekipy. Na Dworcu Centralnym można było poznać, kto wraca z maratonu: ludzie schodzili po schodach bokiem, tyłem. Bo nikt wtedy jeszcze nie wiedział, jak trenować.

I tak została pani maratonką.

Ja wtedy nie wiedziałam, że można biegać maratony. Kończyłam bieganie na bieżni i myślałam, że to koniec kariery sportowej. Ten maraton w Warszawie – myślałam, że to tylko dla zabawy, taka jednorazowa impreza. W następnym roku pojechałam na słynny czechosłowacki maraton w Koszycach. Bo tam zasada była taka, że pierwsza trójka automatycznie dostawała klasę mistrzowską i przez to przedłużyłam sobie stypendium.

Z czego pani wtedy żyła?

Właśnie ze stypendium. Od 1975 roku byłam w kadrze, za klasę międzynarodową to były niezłe pieniądze, podobne do pensji stoczniowca.

A zarobkowe maratony?

To się zaczęło później, już jak skończyłam karierę. Za moich czasów paszporty leżały w szufladzie PZLA. Trzeba było uzyskać dobry wynik na Mistrzostwach Polski w Dębnie, zwycięzcę wysyłali do Nowego Jorku, innych – na inne biegi. W Nowym Jorku zajęłam w 1984 r. siódme miejsce.

Ale w międzyczasie była przerwa w karierze.

W 1981 r. urodziłam córkę, miałam wtedy 31 lat. Mój mąż też biegał 800 m u nas w klubie. Poznaliśmy się na klubowym obozie. I tak wyszło.

W ciąży pani biegała?

Na początku pojechałam na obóz do Szklarskiej Poręby. Trochę tam biegałam, a trochę zastępowałam trenera, który nie pojechał i powierzył mi młodsze zawodniczki. Ale dopiero po urodzeniu córki przyszły dobre wyniki w maratonie.

Jak pani godziła treningi z opieką nad małym dzieckiem?

Mąż był na wychowawczym. On pracował w Stoczni Gdańskiej, był monterem. Teściowa trochę pomagała. A potem, jak córka miała 5-6 lat, to ją zabierałam na obozy. Koleżanka z Bałtyku Bożena Mierzejewska urodziła córkę rok po mnie, to jeździłyśmy razem. Czasem podrzuciłyśmy dzieci masażyście, a innym razem się wymieniałyśmy – jedna na trening, a druga posiedziała z dziećmi. Albo na stadion poszłyśmy razem, robiłyśmy trening, a dzieci się bawiły.

W 1986 r. w Dębnie ustanowiła pani rekord Polski – 2:32:30.

Tak. A rok później nie biegałam w Dębnie, miałam jakąś kontuzję. I powiedzieli mi w PZLA, że muszę pobiec w Warszawie, jeśli chcę wyjechać na jakiś bieg zagraniczny. Wygrałam z rekordem trasy – 2:38:24. Otrzymałam pralkę automatyczną. Została w Starogardzie u rodziny, bo ja się przeniosłam 14 lat temu do Gdyni. A zwycięzca wśród mężczyzn dostał kolorowy telewizor. Był kilka razy więcej wart niż ta pralka. To niesprawiedliwe, zwłaszcza, że mój wynik był dużo lepszy, na klasę mistrzowską. On zrobił 2:28, to była tylko pierwsza klasa.

Hotel był, startowe?

Nie. Można było zamówić miejsce w internacie, ale ja chyba rano przyjechałam. O startowym to się jeszcze nie słyszało. Tyle dobrego, że tych z wynikami ustawili w pierwszej linii.

A jak pani tę pralkę przywiozła?

Przysłali ją później pociągiem. Trzeba było odebrać z dworca.

PZLA wysłało panią na obiecany zagraniczny bieg?

Tak, do Tokio. Zajęłam siódme miejsce. W maratonach wiek 35-40 to najlepsze lata. Już chciałam kończyć karierę, ale ciągle mnie powoływali do kadry, brali na obozy. Aż zaszłam drugi raz w ciążę. Ucieszyłam się, bo to był najwyższy czas na drugie dziecko, miałam 39 lat. Urodził się synek. A kariera biegowa się skończyła. Zaczęłam trochę truchtać, grywać w tenisa. I chciałam sobie znów wystartować. Ktoś mnie namówił, że dużo nie straciłam. I w 1992 r. znów pojechałam na maraton do Warszawy. Ale już rekreacyjnie.

Ale i tak wygrała pani kategorię wiekową.

Tak, z wynikiem 3:10. Bardzo się ucieszyłam z nagrody – strój Reeboka do biegania, taki obcisły, sprinterski, i komplet na chłodniejsze dni. Wcześniej miałam strój z PZLA, czerwone spodenki, biała koszulka z siateczki z orzełkiem. To już było podniszczone, przyciasne. A ten strój był czarny z żółtym, ładny. Mam go do dziś, bo ja go bardzo szanowałam, zakładałam tylko na starty.

A co w życiu?

Skończyłam w międzyczasie AWF i po skończeniu biegania poszłam do pracy w szkole. Zmontowałam grupkę zawodników na SKS-ie. Trenowałam dziewczęta na 800, 1500 metrów, na obozy z nimi jeździłam, w te same miejsca, gdzie kiedyś sama trenowałam. To taka radość, że na te same trasy wracam, ale z moimi zawodnikami. Biegłam z nimi i patrzyłam w lewo, w prawo albo kilkanaście lat do tyłu. Jak się przeniosłam do Gdyni, to z ultramaratończykiem Andrzejem Magierem założyliśmy klub biegacza Zorza Gdynia. Chodziłam na biegi tu po bulwarze albo szkolne przełaje i wychwytywałam biegaczy. Bo sam dziś nikt nie przyjdzie. Mnie zresztą trener też kiedyś tak wyłapał na przełajach. Trenowałam chłopaka, który zdobył srebrny medal na mistrzostwach Polski w juniorach młodszych w Spale. I medalistę w przełajach. Mam sporo takich, którzy pokochali bieganie tak jak ja.

Ściga się pani na zawodach?

Nie mam potrzeby. W Warszawie na półmaratonie miałam trzech chłopaków przygotowanych na 1:15-1:17. A skoro już byłam, to wystartowałam, tak żeby tylko ukończyć. Achilles mi się pierwszy raz w życiu odezwał, dobiegłam do mety kulejąc. Czas 2:04. Słabo, bo miesiąc wcześniej w Wiązownie miałam poniżej dwóch godzin, 1:57.

Nie chciałaby się pani mocniej przygotować, wygrać kategorii?

Wie pan, ja i tak wygrywam kategorie. Ale specjalnie się do tego nie przygotowuję. Jak ktoś zaczyna trenować w późniejszym wieku, to mu zależy, żeby być w trójce, dostać puchar, mieć zdjęcie na podium. A ja już to w życiu miałam. Mnie nie zależy, biegam dla przyjemności. Gdyby była na jakimś biegu nagroda, że zwycięzcę kategorii się wysyła na jakiś maraton za granicę – to bym się zmobilizowała. Bo mnie ciągle bardzo ciągnie do biegania.

Pani dzieci biegają?

Czasem startowały w biegach masowych. Ale wyczynowe treningi to nie. Nawet nie namawiałam. Bo nie mogłabym własnych dzieci tak katować.

Tekst pochodzi z książki „Maraton Warszawski. 30 lat wielkiego biegu”.

Chcesz być zawsze na bieżąco? Polub nas na Facebooku. Codzienną dawkę motywacji znajdziesz także na naszym Instagramie!
mm
Marek Tronina

Podoba ci się ten artykuł?

5 / 5. 1

Przeczytaj też

ASICS GEL-KAYANO 32

ASICS ogłasza premierę butów GEL-KAYANO 32 – najnowszej odsłony swojej flagowej serii butów do biegania zapewniających stabilizację. Nowy model został zaprojektowany z myślą o jeszcze większym komforcie i wsparciu, dzięki udoskonalonej konstrukcji podeszwy środkowej oraz […]

Poczuj komfort, odnajdź spokój. ASICS prezentuje nowy model GEL-KAYANO 32

Można już zgłaszać się do udziału w 11. PKO Cracovia Półmaratonie Królewskim, który zostanie zorganizowany 12 października 2025 roku! Rozpoczęły się zapisy internetowe do największej pod względem frekwencji z imprez Królewskiej Triady Biegowej, a w […]

11. PKO Cracovia Półmaraton Królewski: zapisy rozpoczęte!

Suunto wprowadza na rynek nowość – zegarek Suunto Run, zaprojektowany z myślą o biegaczach na każdym poziomie zaawansowania. Sprawdzi się on zarówno dla tych, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z tą formą aktywności, jak i […]

Suunto Run. Nowy model zegarka niebawem trafi do sprzedaży.

Bieganie jest świetnym sposobem na utrzymanie dobrej ogólnej kondycji organizmu. Należy jednak pamiętać, że bieganie, to również bardzo duże obciążenia dla ciała. Jeśli mamy niewłaściwą technikę, to pojawiają się bóle i dolegliwości w stawach biodrowych, […]

Stawy biegacza – jak warto o nie dbać?

Bieg Urodzinowy Gdyni z Decathlon został tylko wspomnieniem, a przed nami kolejne sportowe wyzwanie. Mowa o czerwcowym Nocnym Biegu Świętojańskim z Decathlon, który odbędzie się 20 czerwca. Już dziś w Panelu Zawodnika można zgłaszać zamówienie […]

Wystartuj po zmroku w Nocnym Biegu Świętojańskim z Decathlon!

Już za kilka dni, 18 lipca, Lądek-Zdrój ponownie stanie się areną międzynarodowych zmagań trailowych. W ramach Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich (DFBG) odbędzie się kolejny etap prestiżowego cyklu Golden Trail Series, który wyłoni reprezentantów na finałowe […]

Golden Trail Series powraca do Lądka-Zdroju – walka o złote bilety podczas DFBG!

Woda kokosowa to naturalna alternatywa dla popularnych napojów izotonicznych. Dostarcza elektrolitów, minerałów i witamin wspomagających regenerację. Ale czy rzeczywiście sprawdzi się równie dobrze co sklepowe izotoniki? A może wystarczy po prostu pić “zwykłą” wodę? W […]

Woda kokosowa – właściwości, wartości odżywcze, zastosowanie. Czy nawadnia lepiej niż woda?

Do 47. Nationale-Nederlanden Maratonu Warszawskiego pozostało 20 tygodni. Z tej okazji w ramach naszej akcji treningowej przygotowaliśmy dla Was plany treningowe na wyniki 3:30, 3:40, 3:45, 3:50 lub 4:00 oraz oddzielny plan dla początkujących. Jak […]

Plany treningowe do 47. Nationale-Nederlanden Maratonu Warszawskiego

Wygraj pakiet startowy na jeden z najpiękniejszych półmaratonów świata!
Weź udział