Triathlon > TRI: Sprzęt > Triathlon
Garmin Forerunner 910XT triathlon vs Polar V800
Fot. Garmin / Polar
W połowie 2013 roku stałam się szczęśliwą posiadaczką zegarka Garmin Forerunner 910XT w wersji triathlonowej. Używałam go przez prawie dwa lata i byłam z niego niemal w stu procentach zadowolona. Wprost nie umiałam wyobrazić sobie lepszego narzędzia treningowego.
Tak się jednak złożyło, że w marcu tego roku dostałam w prezencie Polara A300 – zegarek niezwykle wygodny w codziennym użytkowaniu, którego główną zaletą jest funkcja monitorowania dziennej aktywności, w tym liczenia kroków. Pierwszego dnia wydawał mi się bardzo fajnym gadżecikiem, a kolejnego… no cóż. Nie jestem gadżeciarą, ale wpadłam po uszy. Lecz choć A300 jest naprawdę przydatnym narzędziem, nie da się go potraktować jako kompletnej pomocy treningowej, choćby ze względu na brak GPS-a. Moje myśli zaczęły się kierować w stronę szeroko wychwalanego Polara V800 i w końcu świnka-skarbonka musiała dokonać swego żywota…
Polar A300. Od niego wszystko się zaczęło! Fot. archiwum własne
Garmin i Polar to dwa zupełnie różne światy. Który z nich jest lepszy? Który warto wybrać? Na to pytanie nie da się jednoznacznie odpowiedzieć, ale mam nadzieję, że poniższe porównanie pomoże Wam podjąć korzystną decyzję.
Nie będę rozpisywać się na temat specyfikacji i składu zestawu jednego i drugiego modelu, gdyż zakładam, że każdy zainteresowany zapozna się z potrzebnymi parametrami na stronie producenta (zobacz: Garmin 910XT Triathlon, Polar V800).
Zacznę jednak od niuansu, którym jest…
Wygląd
W tym punkcie nie trzeba się wiele rozpisywać. Garmin wygląda jak przenośna pralka. Estetyka wykonania Garminów nie powala i większość z nich przypomina sprzęt AGD. W porównaniu do mojego poprzedniego zegarka – Forerunnera 310, 910-tka i tak była śliczna. Polar V800 to elegancki zegarek, który można bez żadnych obiekcji nosić na co dzień i nie obawiać się nawet wtedy, gdy musimy ubrać się wizytowo. Zdecydowanie lepiej wygląda na męskiej, nieco potężniejszej ręce.
Punkt dla Polara.
Możliwość zamocowania na rowerze
Tutaj zdecydowanie wygrywa Garmin. Mocowanie dostępne w zestawie jest funkcjonalne i niezawodne. A przede wszystkim: jest. Polara w funkcji licznika rowerowego trzeba niestety trzymać na nadgarstku, ewentualnie dokupić podstawkę, na której zapina się zegarek razem z paskiem. Nie wchodzi w grę szybkie odczepienie zegarka od roweru, co przydaje się w triathlonie.
W tym miejscu dodam jednak drobną uwagę: w przypadku zawodów triathlonowych funkcjonalność Garmina na etapach rowerowym i biegowym jest właściwie idealna, natomiast w przypadku pływania nie jest tak kolorowo. Żeby szybko przyczepić zegarek do roweru w strefie zmian T1, trzeba płynąć z nim doczepionym do paska z szybkim odpięciem. Niestety pasek quick release i pralka na dystansie pływackim nie są najlepszym połączeniem. Niemal po każdych zawodach pojawiają się ogłoszenia o zagubionym w ferworze walki Garminie 910XT. Sensownym rozwiązaniem, które sama stosowałam, jest zostawienie Garmina już w strefie zmian. Przestaje być to sprytne, gdy trafimy akurat na drobnych “strefozmianowych” złodziejaszków, co – o zgrozo – w zeszłym roku było dość powszechne…
Punkt dla Garmina.
Obsługa zewnętrznych systemów
Brak obsługi ANT+ przez Polara to coś, nad czym głęboko ubolewam. Sprzedanie Garmina i zamówienie Polara było w moim przypadku szybką akcją, podytkowaną przez emocjonalny impuls, i dopiero po tym fakcie zorientowałam się, że oto moje koło z pomiarem mocy w piaście przestało być funkcjonalne. Polar obsługuje co prawda czujnik Keo Power, ale to jednak nie to samo (no i ta cena…).
Jeśli masz cały arsenał urządzeń ANT+, zastanów się dwa razy, zanim zamienisz Garmina na Polara – dużo wówczas stracisz.
Zdecydowanie punkt dla Garmina.
Czujnik tętna
Zacznę od tego, że czujnik w Garminie dość szybko mi się popsuł i musiałam wysyłać opaskę do reklamacji. Na szczęście Garmin słynie ze sprawnie rozstrzyganych reklamacji i szybko dostałam nową – w dodatku bardziej nowoczesną, ze zintegrowanym czujnikiem. Nie miałam w stosunku do niej żadnych zastrzeżeń. Jeśli chodzi o Polara, opaska także działa bez zarzutu, jednak V800 bije na głowę wszystko i wszystkich dzięki funkcji pomiaru tętna w basenie. Kto nie próbował, niechaj żałuje. W moim przypadku był to jeden z głównych argumentów za wymianą Garmina na Polara. Pływanie z pulsometrem to zupełnie inny wymiar treningu.
Punkt dla Polara.
Wytrzymałość baterii
W obydwu zegarkach bateria trzyma absurdalnie długo. Używam Polara od dwóch miesięcy i ładowałam go może trzy albo cztery razy, a używam go non stop! Dałabym punkt Polarowi, ale wstrzymam się od oceny, ponieważ nie jestem w stanie obiektywnie skonfrontować wytrzymałości baterii obu modeli – Garmina zakładałam tylko na treningi.
Remis.
Lapowanie, czyli rejestrowanie okrążeń
Polar zdecydowanie wyprzedza tu Garmina – “lapowanie” poprzez uderzenie w szybkę to fantastyczna sprawa. Przyznaję, że zwłaszcza w wodzie nie zawsze udaje mi się pacnąć weń tak, aby złapał okrążenie za pierwszym razem. Kilka razy zdarzyło mi się też “zlapować” go uderzając ekranem o linę torową albo za pomocą osób trzecich, z którymi właśnie się mijałam. Tak czy inaczej uważam tę funkcję za niezwykle przydatną i wygodną. Na uwagę zasługuje też fakt, że ekran Polara V800 wykonany jest z Gorilla Glass, czyli szkła wyjątkowo odpornego na zarysowania. Jako energiczny i nie zawsze skoordynowany użytkownik – BARDZO to lubię.
Punkt dla Polara.
Monitorowanie codziennej aktywności
Coś, za co wielbię Polara. Na początku testowania tego zegarka poznałam niezwykłą zależność, której zresztą mogłam się po sobie spodziewać. Iść z psami jeszcze o ten zakręt dalej czy nie? Kiedy ma się na nadgarstku urządzonko, które każdy krok użytkownika wynagradza naliczaniem punktów procentowych do dziennej aktywności, odpowiedź może być tylko jedna. Oczywiście funkcjonalność ta ma swoje niedociągnięcia. Przede wszystkim limity aktywności, nawet te najwyższe, są raczej niewygórowane. Zdarzyło mi się wyrobić prawie 500% dziennego limitu, a nie był to jeszcze mój najbardziej aktywny dzień w życiu. Gdyby wybrać się z V800-tką na trasę Ironmana, wynik aktywności mógłby nie zmieścić się w przeznaczonej do tego linijce. Oczywiście nie jest to rzecz, która specjalnie przeszkadza – można się do tego przyzwyczaić.
Inną interesującą sprawą jest ustalanie przez zegarek obciążenia treningowego i czasu regeneracji, jaki potrzebny jest po wymagających sesjach. Warto wiedzieć, że zegarek “uczy się” swojego właściciela i wskazania pokazywane na początku zabawy z nim mogą wydawać się nonsensem (np. sugerowane 12 godzin odpoczynku po półgodzinnej przebieżce). Jeśli chodzi o obciążenie treningowe, dostrzegam tutaj pewną wadę Polara – bardzo duża zależność pomiędzy tętnem a wynikiem treningu. Po treningach na siłowni, po których telepią mi się wszystkie mięśnie górnych partii ciała, czuję się odrobinę niedoceniona – Polar twierdzi, że skoro miałam stosunkowo niskie tętno, to w gruncie rzeczy strasznie się leniłam.
Garmin nie posiada wspomnianej funkcji, a więc oczywiście punkt dla Polara.
Personalizacja
Garmin Forerunner 910XT jest zegarkiem, który się włącza, ustawia i można cieszyć się całym dobrodziejstwem inwentarza. W przypadku Polara jest zgoła inaczej. Aby w pełni wykorzystać potencjał tego modelu, trzeba poświęcić trochę czasu na zgłębienie jego tajników. Trudno nazwać to wadą – po prostu jest to zaawansowany komputer treningowy, którego obsługa wymaga pewnego ogarnięcia. Nie uniknęłam zaglądania do instrukcji, co w moim przypadku jest prawdziwą rzadkością.
Jeśli chodzi o możliwość ustawienia sobie parametrów na ekranie, Garmin jest w stanie pokazać cztery wartości jednocześnie. Trzeba przyznać, że jest ich naprawdę cała masa i żaden, nawet najbardziej wybredny użytkownik, nie poczuje się niedopieszczony. W Polarze istnieją także inne możliwości, m.in. ustalenie preferowanej kolejności rodzajów aktywności. Co ważne – można to zrobić tylko z poziomu komputera, podczas gdy w Garminie do wszystkich zmian wystarczy nam zegarek.
Pływanie w basenie
Wspominałam już o pływaniu z pomiarem tętna, które umożliwia Polar. Ta ogromna zaleta jest nieco przyćmiewana przez kiepskie liczenie odległości w tym modelu. Zarówno na basenie o długości 25, jak i 50 metrów Polar bardzo się myli. Nie zdarzyło mi się jeszcze, aby dobrze policzył dystans, a zrobiłam z nim pewnie 40-50 treningów wodzie. Garmin w funkcji licznika basenów sprawował się zdecydowanie lepiej.
Niestety nie miałam jeszcze okazji przetestować Polara w otwartym akwenie. Mogę tylko powiedzieć, że zasadniczo nie należy polegać na pomiarze dystansu GPS-em w zegarku – chyba że ów zegarek umieścimy na głowie, pod czepkiem. Zanurzenie ręki do wody zawsze spowoduje pewne zakłócenia w odbiorze sygnału, więc odległość zmierzona przez nasze urządzenia treningowe nie będzie zbyt wiarygodna.
Punkt dla Garmina.
Garmin w pracy. Fot. archiwum własne
GPS
Nie wypowiadam się w kwestii dokładności pomiaru dystansu w kontekście np. atestowanych tras biegowych czy bieżni, ponieważ “mylenie się” zegarka uznaję za standard i rzecz nie do uniknięcia (przeczytaj artykuły: „GPS – błędy niezależne od zegarka” oraz „Bieganie z GPS. Od czego zależy dokładność pomiarów?”). W kontekście porównania Garmina z Polarem interesująca jest szybkość znajdowania sygnału. Gdy mieszkałam na 10. piętrze i łapałam sygnał z domu, Garmin radził sobie bardzo dobrze, ale Polar wprost nieziemsko. Rekord świata pobił wtedy, gdy poprosiłam go o znalezienie satelity w momencie, gdy weszłam do łazienki bez okna i zamknęłam za sobą drzwi – po dwóch sekundach był w gotowości. Znacznie gorzej wypada, odkąd przeprowadziłam się w inne miejsce, na drugie piętro bloku. W środku mieszkania w ogóle nie chce znaleźć sygnału, muszę z nim wychodzić na balkon i chwilę tam pomedytować.
Autopauza
ZDECYDOWANA przewaga Garmina – proces odbywa się szybko i bezboleśnie. Praca Polara w tym aspekcie doprowadza mnie do szału. Po pierwsze – ekran, który pojawia się podczas pauzy, jest zupełnie nieprzemyślany – widać wówczas tylko czas trwania aktywności i tętno, a wszystkie pozostałe opcje znikają. Po drugie, ważniejsze – po zatrzymaniu się mijają lata świetlne, zanim Polar zorientuje się, że już nie biegnę/jadę. Osoby fascynujące się swoimi tempami średnimi na treningach będą miały twardy orzech do zgryzienia – albo będą zatrzymywać zegarek ręcznie, co – zwłaszcza na rowerze – może być niezbyt wygodne.
Punkt dla Garmina.
Łączenie z komputerem i z telefonem
Garmin łączy się tylko z komputerem i nie mam co do działania tej funkcji żadnych zastrzeżeń. Polar ma możliwość współpracy także ze smartfonami. Bardzo cieszyłam się na tę funkcję, niestety nie używam jej zbyt często, ponieważ zegarek ma ewidentny problem z komunikowaniem się z moim Samsungiem Galaxy S3 Neo i do tej pory nikt nie wie, o co mu chodzi. Niby się łączy, a jednak się nie łączy. Podobno współpracuje też z aplikacją Fitness Pal, umożliwiającą monitorowanie spożywanych kalorii i liczenie makroskładników. Nie testowałam, choć bym chciała. Teoretycznie mogłabym przyznać punkt Polarowi, ale w moim przypadku jest to na razie duży niewypał.
Aktualizacje
W przypadku Garmina zdarzają się aktualizacje systemu, jednak zmiany nie są czymś, co na pierwszy rzut oka staje się widoczne dla użytkowników. W Polarze aktualizacje są ciągle – producent wciąż wprowadza coś nowego i jest to prawdziwa gratka dla właścicieli tego modelu.
Punkt dla Polara.
Dziennik treningowy
Garmin Connect jest zdecydowanie bardziej “socialowy” niż Polar Flow, jednak dla mnie nie ma to żadnego znaczenia. W kwestii analizy treningu i podsumowań tygodniowych i miesięcznych nieco bardziej pasuje mi Polar, ale sądzę, że to kwestia indywidualnych upodobań, dlatego nie przyznaję punktu.
Polar chyba mi nieco schlebia. Fot. archiwum własne
PODSUMOWANIE
Nie żałuję, że zamieniłam Garmina na Polara, choć nie mogę odżałować braku połączenia Polara z ANT+. Widzę także dużą przewagę Garmina w funkcjonalności autopauzy i możliwości montażu zegarka na rowerze. Polar ma jednak zalety, których nie znalazłam nigdzie indziej – monitoring całodziennych działań, pomiar pulsu w wodzie, świetny system rejestrowania okrążeń.
Jeżeli chodzi o moje wrażenia z użytkowania Polara, są niemal tylko dobre. Nigdy nie nosiłam na ręku zegarka – oczywiście poza treningami – a teraz nie rozstaję się z Polarem ani na chwilę. Nigdy przedtem nie czułam potrzeby rejestrowania każdego treningu, a już na pewno nie spaceru z psami i chodzenia po sklepach… Okazuje się jednak, że funkcje liczenia wszystkich dziennych aktywności naprawdę mi się przydają, ponieważ uświadamiają, jak dużo robię w ciągu dnia. No i nieco osłodziły mi życie w dniach, w których moim jedynym “treningiem” było wielogodzinne spacerowanie po sklepach budowlanych i wnoszenie ton kafli z samochodu do mieszkania na drugim piętrze (remonty to wymysł szatana).
Jest to fantastyczne urządzenie, będące niemal doskonałym dziennikiem aktywności, które zbiera naprawdę potężną ilość przydatnych danych. Nie zamienię go na żaden inny zegarek – no, chyba że pojawi się model mierzący puls z nadgarstka, umożliwiający robienie selfie i z wbudowanym odtwarzaczem mp3… Znając życie, to tylko kwestia czasu.
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.